Emilia Zdunek po latach gry w innych klubach wróciła do rodzinnego Szczecina, by jak mówi, pomóc Pogoni w pisaniu nowej historii. W rozmowie z nami opowiada o pierwszym meczu na stadionie im. Floriana Krygiera, walce o mistrzostwo Polski i powrocie do reprezentacji.
Miałaś okazję zagrać na wielu ładnych i dużych stadionach, ale ten mecz w Szczecinie na obiekcie im. Floriana Krygiera, to musiał być dla Ciebie wyjątkowy moment.
Ja nie ukrywam, że bardzo mocno przywiązuję się do Pogoni i do Szczecina, więc to na pewno było dla mnie duże przeżycie. Wróciłam tutaj po jedenastu latach. W eskorcie wyprowadzał mnie mój chrześniak, więc to był dodatkowy smaczek do tej wyjątkowej chwili. Na trybunach była moja rodzina i przyjaciele, wszystko było pięknie, tylko wynik zepsuł całe święto.
Wynik musiał być rozczarowaniem, bo przerwał też waszą znakomitą passę. Co według Ciebie spowodowało pierwszą w sezonie porażkę?
Każda passa się kiedyś kończy. Wydaje mi się, że byłyśmy dobrze przygotowane do tego meczu. Stworzyłyśmy sobie mnóstwo sytuacji i gdybyśmy do przerwy prowadziły dwiema czy trzema bramkami, to nikt nie mógłby mieć większych pretensji. Jednak taki jest sport. Robiłyśmy wszystko, żeby wygrać ten mecz, ale raz się wygrywa, a raz przegrywa. Wygrywałyśmy, ale w końcu przyszła ta porażka. Teraz najważniejsze jest to, jak zareagujemy i jak zagramy w Katowicach.
GKS Katowice wygrał w Łęcznej i odrobił trzy punkty. Jak się nastawiacie na ten mecz? Odbieracie go jako spotkanie, które zadecyduje o mistrzostwie?
Nie będę mydlić oczu, że to będzie mecz jak każdy inny, bo nie będzie. Walczy lider z wiceliderem. Przygotowujemy się do tego meczu tak, jak do każdego innego, ale na pewno dodamy coś ekstra. Nie martwię się o to, że udźwigniemy tą sytuację. Dalej wszystko zależy od nas, więc głowa do góry, wszystkie ręce na pokład i na pewno wyjdziemy w stu procentach zaangażowane.
Wróćmy jeszcze do meczu ze Śląskiem. Ponad trzy tysiące kibiców na trybunach, to może nie dwadzieścia tysięcy i pełny stadion, ale rekord frekwencji w Ekstralidze. To chyba dla was świetny sygnał, że te wyniki i dobra gra przekładają się na popularność waszej drużyny i piłki kobiecej.
Ja już kilka sezonów gram w Ekstralidze i nie przypominam sobie większej frekwencji na ligowym meczu. Na meczach w Lidze Mistrzów czy reprezentacji pewnie było więcej ludzi, ale na ligowym meczu to się nie zdarzyło. Bardzo mnie to cieszy i jestem dumna z naszych kibiców, że potrafili się zmobilizować, ale przede wszystkim ogromne podziękowania nalezą się dla klubu, prezesów i wszystkich zaangażowanych w to, żeby ten mecz odbył się na tym stadionie. Jesteśmy bardzo wdzięczne.
Końcówka meczu, strzelasz bramkę kontaktową i cały stadion skanduje Twoje nazwisko. Co wtedy czułaś?
Powiem szczerze, że dopiero na powtórce zobaczyłam i usłyszałam, co się działo po tej bramce. Wtedy dla mnie najważniejsze było, żeby jak najszybciej postawić piłkę na środku boiska i walczyć o wyrównującą bramkę, Nawet nie spodziewałam się, że ta bramka padła tak późno i zostało już niewiele czasu. Gdyby ta bramka padła szybciej, myślę, że nie przegrałybyśmy tego meczu.
Ty zdobywałaś już mistrzostwo Polski grając w Górniku Łęczna. Czy widzisz podobieństwa do tamtej mistrzowskiej drużyny w dzisiejszej Pogoni?
Już w tamtym roku powiedziałam jednemu z trenerów, że otoczenie i klimat bardzo przypomina mi tamte momenty w Łęcznej. Nie da się tego jednak w żaden sposób porównać jeden do jednego. Piszemy tutaj własną historię. Ja mogę jedynie czerpać z tamtego doświadczenia i pomagać dziewczynom.
Zapytam jeszcze o reprezentację Polski. Masz w niej ponad 30 występów, ostatnio powołania dostają Natalia i Martyna. Liczysz, że też dostaniesz jeszcze szansę?
Ja robię wszystko, żeby moja drużyna wygrywała. Nie zastanawiam się, czy będę najlepsza w klasyfikacji kanadyjskiej, strzelców, czy też pojadę na reprezentację. Robię wszystko z dnia na dzień, żeby pomóc drużynie. Efekty będą tylko nagrodą za ciężką pracę.
Rozmawiał Łukasz Czerwiński
Zdjęcie: Tomasz Kowalczuk